piątek, 16 grudnia 2016

Podróż do sąsiedniego układu planetarnego!

To nie żarty: chcę zaproponować podróż do najbliższego układu planetarnego. Proxima Centauri b to planeta skalista, odkryta w dzięki pomiarom zmian prędkości radialnej w 2016 roku, krążąca, jak sama nazwa wskazuje, wokół gwiazdy Proxima Centauri. Znajduje się jedynie cztery lata świetlne od nas.
Jest tylko jeden szkopuł: to podróż literacka. Na razie! Bo kto wie, może kiedyś uczeni z POLSY czy z ESA po odbyciu takiej literackiej podróży zdecydują się zorganizować prawdziwą?
A może ludzie niezainteresowani dotąd astronomią, którzy przypadkiem trafią na książkę "Proxima" staną się pasjonatami tej wspaniałej nauki?
Nie przekonamy się, dopóki ów zbiór opowiadań nie zostanie wydany. Na razie jest dostępny w formie cyfrowej, pod adresem: https://ridero.eu/pl/books/proxima/
Pod tym samym adresem można oddać na niego głos. Jeśli otrzyma dostatecznie wiele głosów, ma szansę zostać wydrukowany, jak tradycyjna książka, na papierze.
Oto kilka cytatów z owego dzieła, dających przedsmak wspaniałej przygody z literaturą i astronomią.
Znajdziemy tu mieszankę filozofii i humoru:
Boleśnie spokojna myśl materializuje się w mojej głowie: jestem zapewne najbardziej samotnym człowiekiem we Wszechświecie, od najbliższej istoty ludzkiej dzielą mnie tysiące kilometrów; dyndam sobie w małej klatce z nadmuchanego wodorem balonu dziesiątki kilometrów nad powierzchnią niezbadanej planety i nie ma nic, co mogę z tym zrobić. No, przynajmniej nie ma co oszczędzać bekonu na dzisiejsze śniadanie.
Trafimy na fascynujące opisy planety (może kiedyś nasi potomkowie je zweryfikują?).
Udało mi się też złapać jednego ciekawego osobnika, którego będę musiała potem zbadać. Jego ciało składało się z czarnej sześciennej klateczki, pustej w środku, a z jednego z wierzchołków wyrastały cztery łopaty maleńkiego śmigła. I to coś latało! Doskonale latało! Jak jakiś helikopterek! 
Będą emocje! Misję ochrania wojskowy oddział, którego dowódca nie przejmuje się konwenansami, a jego psychika odbiega nieco od przyjętych w społeczeństwie standardów:
— Ja tu wariuję! — krzyczę do niego.
— Panie dowódco, melduję że jesteśmy tu od 15 dni. Do zakończenia misji pozostało 499 dni. Znowu zażywał pan te tabletki, co nasz lekarz panu dowódcy powiedział że one wcale nie są na alergię?
— Po pierwsze, „panie pułkowniku”. Po drugie, proszę nie naruszać tajemnicy lekarskiej. Po trzecie, schować „makarony”. Do wyznaczonych zadań, rozejść się.
Odczekałem, aż ukrył dyndające końce sznurówek do butów. Kątem oka dojrzałem jeszcze rozbawiony wyraz twarzy smarkacza, ale powstrzymałem się od reakcji i opuściłem stanowisko. Nie przydzielili mi tu pomieszczenia na karcer cholerni cywile, a zabójstwo własnego podkomendnego skończyłoby się prędzej czy później bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z… sądem wojskowym.
Spotkamy się z wizjami, dotyczącymi przyszłej techniki. Czy będzie ona niezawodna, czy raczej obrośnie w kolejne błędy i niedociągnięcia, niczym w dinozaury w pióra?
Za nią wtoczył się standardowy polski robot wojskowy SRW-1K. Literka K oznaczała wersję z rozbudowaną autonomią, przeznaczoną dla wojsk kosmicznych. Niestety, maszyna ta nie była młodą konstrukcją i nie grzeszyła niezawodnością. Na domiar złego, ten egzemplarz miał uszkodzony moduł samoświadomości i właśnie ubzdurał sobie, że jest rosyjskim ministrem obrony narodowej sprzed 200 lat.
Robot
Będziemy świadkami spotkania dwóch kultur... które posiadają zupełnie odmienny sposoby komunikacji.
Uciekaj. On tu jest. — czuję przekaz w swojej głowie.
Ujrzymy na wpół utopijny, a na wpół dystopijny (tak jest, autorce udało się połączyć te dwie sprzeczne konwencje) obraz społeczeństwa.
Naszym celem jest wspólne dobro. Następne pokolenia będą korzystać z naszych zdobyczy, nic o nas nie wiedząc.

Na koniec wraz z koordynatorem będziemy denerwować się losem misji.
— No… O czym to ja? A, jak to zginęli wszyscy? — wróciłem do tematu.
— Nie zginęli, tylko zaginęli — sprostował.
— To trzeba było tak od razu, a nie mnie straszyć… — ulżyło mi, naprawdę mi ulżyło; w końcu biorę za tych patafianów odpowiedzialność. — Dobra, sprawdzimy łączność…
Zbiór opowiadań jest dziełem grupy ludzi, zainteresowanych nauką i pisarstwem, którzy chcą pokazać czytelnikom, jak mógłby wyglądać projekt badawczy, polegający na wysłaniu misji poza nasz Układ Słoneczny. Warto zapoznać się z tą wizją! Oraz wesprzeć autorów, zostawiając swój głos. To nic nie kosztuje, a pomoże zachęcić ludzi do czytania i pisania o Kosmosie!

poniedziałek, 5 września 2016

Księżycowe chomiki cz. 2

Najstarszy został astronautą i lata w skafandrze


Mlodszy ogląda filmy o gangsterach w mamrze


Ich siostrzyczka bawi się pluszowym chomiczusiem
A najmłodsze bliźniaki chodzą z mamą za rączusie.

Biegają po tunelach, wychodzą z kraterów

Takie to życie naszych podziemnych bohaterów.

sobota, 3 września 2016

Księżycowe chomiki

Gdy Układ Słoneczny był bardzo młody,
Kawałki skał zderzały się ze sobą.
Coś też w naszą planetę uderzyło
I Księżyc w ten sposób utworzyło
Złączyły się fragmenty Ziemi i tego ciała
Tak też miłość Ziemi i Księżyca powstała
A trwa już cztery i pół miliarda lat

Dziewięć miliardów wcześniej powstał świat…
A dużo później pojawiły się gryzonie.

Co by było, gdyby zostały przeniesione
Przez rzeczone zderzenie, lub późniejsze,
Na Księżyc, przez tę planetoidę, lub ciało pomniejsze?
Teraz będę mówić, jakby tak było,
I nikt mi nie udowodni, że się nie zdarzyło.
Więc żyły sobie one pod powierzchnią Srebrnego Globu,
Mądrze gospodarowały pospołu,
Stworzyły nawet cywilizację, od naszej odmienną,
Ze względu na to, że podziemną.
Bo Księżyc na wierzchu nie ma atmosfery,
Ale jakiś gaz może być wewnątrz jego sfery.
I tym gazem oddychają księżycowe chomiki
Większe od naszych, zdolne do polityki.
Cały system tam mają, korytarze podziemne,

Na wierzch przez kratery wyjścia przyjemne,
Zabezpieczone odpowiednim szyfrem,
By do mieszkanka nie wszedł nikt z zamiarem złym.
Zapobiegliwe są to stworzenia,
I żyją bezpiecznie, bo dotąd nikt nie odkrył ich istnienia.
Poznajmy rodzinę chomiczą;
Są szczęśliwi, czasu nie liczą
Jest Chomik-Tata w krawacie
I Mama-Chomika, duże wrażenie robi na tacie.
Mają piątkę dzieci-chomiczątek
Pociesznych, ruchliwych zwierzątek.

czwartek, 21 lipca 2016

Niezapomniany dzień dwóch Klementyn

- Dzisiaj jest ważny dzień, więc sięgniemy do spiżarki. Tam jest tyle dobroci, sama zobaczysz, Klementynko...
Dziewczynka skinęła poważnie głową. Nie miała siły protestować. Ciotka, na cześć 
której zresztą mała nosiła swoje oryginalne imię, pochłaniała swoją obecnością całą moc przerobową jej umysłu. Nie można było marnować sił na podtrzymywanie dialogu.
- Da już ciocia młodej odpocząć, niech się ona może przygotuje troszkę, za godzinę wychodzimy... - wtrącił się niewysoki nastolatek z irokezem.
- Oj, Mareczku... Jeszcze czas - kobieta uśmiechnęła się dobrotliwie i zaczęła schodzić w stronę piwnicy, w której przechowywała jedzenie. - A dziewczynkę trzeba przyzwyczajać do gospodarki. Poza tym, ten dzień będzie niezapomniany, więc i jedzenia trzeba dobrego.
- Ciociu, ona ma dopiero osiem lat!
- Całkiem poważny wiek - zawadiacki uśmiech pani Klementyny nie pozostawiał pola do dyskusji.
Ciotka wyciągnęła ozdobny kluczyk ze swej haftowanej kieszonki, wsadziła do dziurki i przekręciła.
 Widok, który zastała całą trójka, przekraczał ich najśmielsze oczekiwania. Nawet szacowna właścicielka spiżarki nie pamiętała, jak wielką obfitość wszelkiego rodzaju łakoci zdążyła zgromadzić przez lata. Półki wyłożone słoiczkami, buteleczkami, słojami... Konfitury, soki, dżemy... Syropy, nalewki, kompociki...
Młoda Klementyna, podążająca za bratem i za ciotką, stanęła jak wryta i zapatrzyła się w kandyzowane truskawki, umieszczone mniej więcej na wysokości dwóch metrów nad poziomem podłogi, a dla ośmiolatki na szczycie schodów - idealnie na poziomie oczu. Dziewczynka, zafascynowana cudownie czerwonymi owockami, zapomniała aż, że schody nie wiodą bynajmniej w prostej linii do wymarzonej półki kuszącego regału. Postąpiła jeszcze krok do przodu, potknęła się o swoją białą, koronkową sukienkę, walnęła brata pod żebra i uwiesiła się na nim. Ten balansował przez chwilę niepewnie, usiłując odzyskać równowagę. Niestety, nie poszczęściło mu się, i nie chcąc uszkodzić starszej pani, lecąc bezwładnie przed siebie, uczepił się regału.
Mebel, choć mocno dociążony przetworami, nie wytrzymał w położeniu pionowym, zachybotał się, i słoiki widowiskowo wypadły, ku rozpaczy twórczyni zawartych w nich pyszności rozbiły się, a ich zawartość rozplaskała się na podłodze. Pani Klementyna w ostatniej chwili odskoczyła, gdy w stronę jej głowy szybował okazały słój ogórków konserwowych.
- Będzie sprzątanie – wyrwało się ze smutkiem Markowi. – Młoda, złaź ze mnie.
- Nie, bo mi się sukienka wybrudzi.
- Kto to wymyślił, żeby na Pierwszą Komunię tak stroić maluchy, jak jakieś panny młode? I jeszcze pod Wawelem to wszystko będzie, snobizm do potęgi… - narzekał chłopak, jednak postawił ostrożnie Klecię na schodach. Ta pobiegła szybko, by przygotować się ostatecznie do wyjścia.
Coś było nie tak. Ciotka milczała. Wpatrywała się jak wryta w podłogę. Marek nie był pewien, czy ucieszyć się z chwili spokoju, czy raczej wzywać pogotowie – cisza nie była naturalnym stanem jego krewnej. Wybrał rozwiązanie pośrednie; ucieszył się, ale zapytał cicho:
- Ciociu? Wszystko w porządku?
Nie uzyskał odpowiedzi. Podszedł bliżej.
- To naprawdę nie ja… Nie wchodziłam tu od lat… Przetwory są odporne na działanie czasu… Ale nie patrz tutaj…
Dopiero teraz skierował wzrok na płytki. I natychmiast tego pożałował. Jego wzrok, wśród szkła i moreli, napotkał cały ludzki palec. Obok leżał bliżej niezidentyfikowany kawałek kości. Dalej… wzdrygnął się na sam widok. Coś jakby mózg utytłany w syropie malinowym. Końcówka stopy, ze wszystkimi pięcioma palcami. Pomiędzy palcami kawałki śliwek. Kolejny palec wśród ogórków… Marynowana papryka, przemieszana z pociętymi kawałkami czegoś, co wyglądało jak mięso. Z jednej z butelek gapiło się na niego przekrwione oko.
Poczuł, że musi natychmiast wyjść z tego potwornego miejsca, albo już nigdy nie będzie w stanie wziąć niczego do ust. Nie mógł jednak zostawić cioci samej, w szoku, niezdolnej do wykonania jakiejkolwiek czynności… Delikatnie dotknął jej ręki, usiłując skierować ją ku wyjściu.
- Nie… nie! Trzeba to ukryć! Jak ja się wytłumaczę?! Boże, taki wstyd! Taaaki wstyd… U starej obywatelki Krakowa poćwiartowane zwłoki… co to będzie… oj, co to będzie… jeszcze w dzień pierwszej Komunii bratanicy… co to będzie… jak ja się na mieście pokażę… rodzina skompromitowana, i co ta biedna mała zrobi, nazywa się tak samo jak ja… dzieci skojarzą…
- Niech ciocia nie histery… - zaczął Marek. I nigdy nie dokończył, bo ciotka zemdlała. Osunęła się gładko wprost w jego ramiona, blada, ale z rozpalonymi policzkami. Chłopak rozejrzał się bezradnie. Obawiał się, że próbując wynieść nieprzytomną kobietę może dotknąć osobiście lub jej spódnicą któregoś z makabrycznych przetworów, a tego za nic nie chciał uczynić. Z drugiej strony, nie mogli tu stać w nieskończoność… pomijając fakt, że poza słoikami koszmarne znaleziska mogły zacząć się psuć i cuchnąć, oraz mogły się w nich rozwinąć rozmaite szkodliwe bakterie, nieobecność Marka i Klementyny seniorki na Pierwszej Komunii Klementynki juniorki była niedopuszczalna.
Znikąd pomocy…
Westchnął ciężko i wzniósł oczy ku niebu, a raczej ku sufitowi. Już chciał zacząć odmawiać modlitwę do św. Rity, patronki od spraw beznadziejnych, na nabożeństwa do której comiesięcznie uczęszczała do kościoła św. Katarzyny na Kazimierzu ciotka, gdy nadeszło potencjalne wybawienie. Dość dyskusyjne, ale tonący brzytwy się chwyta. W progu stała Klecia.

- Zawołaj tatę, młoda. Szybko! I nie wchodź tu!

niedziela, 17 lipca 2016

Świat do góry nogami

Budzę się o ósmej – przynajmniej, taką godzinę wskazuje mój zegarek. Włosy falują wokół mojej głowy jak motyle. Odpinam pasy, zabezpieczające mnie.
Wstaję.
Na początku mam problemy z orientacją w przestrzeni, ale nie ma rady, czas na śniadanie. Nie mogę marnować drogocennych chwil na bezowocne próby znalezienia góry i dołu.
Szukając tubek z mieszanką witaminową, naszym codziennym porannym posiłkiem, myślę o mojej rodzinie, która została w domu. Która jest godzina w tej malutkiej wsi w Ameryce Południowej? Tutaj używamy UTC, uniwersalnego czasu koordynowanego. Wyliczam szybko: w mojej ojczyźnie jest czwarta rano. Czyli wszyscy śpią.
Myślenie o czymś dobrze znanym w takim miejscu jak to jest złym pomysłem. Tęsknota przeszkadza w pracy naukowej. Muszę zbadać próbki skał.
Jeszcze jedno melancholijne spojrzenie za okno przed rozpoczęciem pracy.
Ta niebieska planeta za oknem przypomina mi o przeszłości. Lecz… przeszłość nosi taką nazwę, bo już przeszła i nigdy nie wróci.
To prawdziwy świat do góry nogami, na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Bez grawitacji, bez obcych ludzi, bez tak irytujących owadów…
Bez poczucia góry i dołu.
Już prawie zapomniałam życie na Ziemi.
Pewnego dnia wrócę.


Nowy, Wieczny Porządek

"120 rocznica zapanowania Wiecznego Porządku!"
"Zamiast Odwiecznego Prawa - Wieczny Porządek!"
"Rok 2222 - razem osiągnęliśmy Wieczny Porządek!" - krzyczały banery, rozpięte wszędzie na ulicach, pokrywające bloki, biurowce i supermarkety. Zdobiące wejścia do siłowni i stacji prometra.
- Zastanawiam się, jak to było żyć przed rokiem 2102... - zamyśliła się Angel, atrakcyjna dziewczyna, ukrywająca swe wdzięki pod workowatymi ubraniami. Uwieszona na ramieniu blondynki Eve, jej partnerka, parsknęła rozbawieniem. - Nie chciałabyś wtedy żyć. Wtedy mężczyźni byli z kobietami! Przecież pary w ogóle się nie rozumiały!
- Wiem - Angel pokiwała głową. - Ale intrygują mnie te czasy.
- Ciebie pociąga wszystko co dawne. Wariatka jesteś, kochana.
- Czy nie o to chodzi w Wiecznym Porządku, że można być wariatką, i nikt cię za to nie ściga?
- Nie, moja droga. Można, dopóki mieści się to w linii Wiecznego Porządku.
- Jeśli tak, to Wieczny Porządek niczym nie różni się od Odwiecznego Prawa.
Kobiety dotarły do Placu Zgody, na którym odbywały się właśnie uroczystości z okazji wielkiej rocznicy.
- Obywatele i obywatelki! Świętujemy wiekopomne wydarzenie! Ten event ma nam przypomnieć, że to dzięki Wiecznemu Porządkowi nie powtórzyły się straszliwe wojny wieku XX i XXI! Nie ma już frustracji mężczyzn, wynikającej z niepowodzeń w życiu osobistym, niezrozumienia ich przez partnerki! Zniknęła przyczyna, dla której wywoływaliśmy wojny! Nie ma już domowej przemocy mężczyzn względem kobiet! Nie ma związku między przyjemnością a prokreacją, dla której rosła dysproporcja między ilością zasobów i liczebnością ludności!
- Dwa wieki temu z hakiem był taki człowiek, który chciał być prezydentem miasta. I mówił, że chce, żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego. Czyżby jego program został zrealizowany?
- Znowu mi z tą historią wyjeżdżasz? Angel, weź się opanuj – Eve czule pocałowała ją w usta.
- Nie ma terroru obyczajowego! Nie ma bezrobocia! Nie ma ubóstwa! – perorował tymczasem człowiek ze sceny.
- Nie ma też postępu technologicznego – westchnęła Angel. – Od stu dwudziestu lat jedynym wynalazkiem było prometro. Właściwie, dokładnie 120 lat temu. Wprowadzono je do użytku godzinę przed przegłosowaniem ustawy o Wiecznym Porządku. Tuż przed zakazaniem prowadzenia badań nad rozwojem przemysłu i wszelakich innych badań naukowych.
- Angel, ta ustawa była potrzebna. Chyba nie uważasz, że obecny stopień rozwoju techniki nie zapewnia nam wygodnego życia i bezpieczeństwa? A gdyby były badania, to jeszcze wynalezionoby kolejną broń. Poza tym, gdyby nadal istniała nauka, ludzie nie mogliby skupić się wyłącznie na budowaniu szczęśliwszego społeczeństwa. Walczyliby o te, no, ha- habitacje…
- Habilitacje, kochanie – Angel ścisnęła dłoń Eve.
- No, więc walczyliby o nie, zamiast czerpać z życia pełnymi garściami…
Para mężczyzn w szpilkach zaczęła je uciszać. Chcieli posłuchać o programie dystrybucji rozrywki oraz o budowie nowego „in vitro facility”, instytucji, dzięki której w świecie, w którym zlikwidowano heteroseksualizm nadal rodziły się dzieci (oczywiście zgodnie z odgórnie ustalonym planem, opartym na komputerowych wyliczeniach, optymalizujących przyrost naturalny).
Opuściły plac, w momencie, w którym mówca z zapałem wyjaśniał dlaczego Wieczny Porządek ostatecznie zachował rozdział płci.
- Angel, co ci chodzi po głowie? Dlaczego nie jesteś zadowolona z tego, co masz? Co się zmieniło?
- Nic, nic, kochanie. Ale wiesz, powiem ci coś w tajemnicy. W moim korpo ostatnio był remont. Znalazłam starą kartę microSD, chyba jeszcze z XXI albo XXII wieku. Wpadła kiedyś pod wykładzinę i tak już zostało. I tam były książki, książki sprzed lat, niepoddane Wiecznemu Porządkowi… Rozumiesz to? Książki z zupełnie innego świata!
- I co? Te książki opisywały wszystkie zjawiska, których obecnie udało nam się pozbyć! Których nazw aż boję się wymieniać. Brak jedzenia, brak pokoju, brak zgody, brak wolności, brak zdrowia…
- Nie rozumiesz, serce moje. Bohaterowie tych książek do czegoś dążyli. Mieli cel w życiu, realizowali się.
- Do czego można dążyć, kiedy wszystko zostało już osiągnięte?
- Nie wszystko, kochanie! Rozwój został sztucznie wstrzymany, kiedy wprowadzono Wieczny Porządek.
- Po to, by można było osiągnąć szczęście.
- Czym jest szczęście?
- Tym, co jest.
Angel westchnęła.
- Nie wiem, czy ci zazdrościć, czy współczuć.
Eve wzdrygnęła się.
- Mówisz jak człowiek z poprzedniej epoki. Przecież nie ma miejsce na zazdrość czy współczucie tam, gdzie wszyscy są równi i dokładnie tacy, jacy powinni być. Co chcesz zmieniać? Masz mnie, masz dom, masz stałą pracę, masz poczucie bezpieczeństwa…
- Mam poczucie, że można jeszcze wiele dokonać. Popatrz – wskazała ręką ogromny, prostopadłościenny budynek, obłożony płytami z kamienia. – Co widzisz?
- Muzeum.
- A ja widzę teren, który wystarczałby do wybudowania platformy kosmodromu, a zamiast tego prezentuje się na nim podróbki dzieł sztuki.
- Podróbki?
- Tam nie ma ani jednego autentycznego eksponatu. Na tej karcie, którą znalazłam…
- Jaką ona miała pojemność?
- 128 giga.
- Malutko, chyba rzeczywiście XXI wiek.
- Więc na tej karcie były zdjęcia prawdziwych eksponatów, jakie wtedy tam wystawiano. Obecne są oparte na tamtych, ale zmienione tak, by były preludium do Wiecznego Porządku.
- Przecież to musiałaby być… gigantyczna mistyfikacja.
- Tak jest. Wiesz, że Plac Zgody kiedyś nazywał się Rynkiem Głównym? Wiesz, że Dyskoteka „Mary” dawniej była kościołem Mariackim?
- Co to jest kościół?
- Sama jeszcze nie do końca to rozumiem. Chyba coś takiego trochę jak urząd, bo ludzie przychodzili tam prosić o różne rzeczy, i trochę jak siłownia, bo przychodzili się doskonalić.
Eve nie wiedziała co myśleć o rewelacjach, jakie właśnie usłyszała od swojej ukochanej. Gdyby żyła w czasach, z których pochodziła część książek, odkrytych przez Angel, mogłaby pójść prosto na policję albo do szpitala psychiatrycznego, złożyć odpowiednie zawiadomienie o niepokojącym zachowaniu dziewczyny. Ale obecnie? Obecnie takie rzeczy się nie zdarzały, i mało kto wiedział, że zdarzały się kiedykolwiek. Nikomu przez myśl nie przeszło, żeby kwestionować Wieczny Porządek. Angel należało więc nawrócić.
- Ale sama mówisz – zaczęła Eve w natchnieniu – że teraz też możesz się doskonalić. Na siłowni. Możesz też doskonalić swoje wyniki w grach. Możesz robić w nich postępy.
- Tylko, że nic z tego nie da korzyści przyszłym pokoleniom.
- Po co ma dawać, skoro już panuje Porządek?
Angel zamyśliła się. Do Eve nie docierały jej przemyślenia. Może niepotrzebnie strzępiła język? Ale odkryte książki nadal ją nurtowały. Były takie nietypowe, nie jak te w znanej jej kulturze. Składały się w dużym stopniu z fikcji, nie jak współczesne poradniki, instrukcje i książki historyczne. No, nie, współczesne książki historyczne, dochodziła coraz bardziej do wniosku, składały się z fikcji w podobnym stopniu co  znaleziona beletrystyka. I w znacznie większym, niż znalezione książki historyczne, opatrzone odnośnikami do źródeł i archiwów (ach! Żeby tak się do nich dostać!).
Odkryła też nową-starą formę literacką: pamiętnik.
Czuła, że nie umiałaby tak ładnie zmyślać zdarzeń jak ci pisarze fikcji, ani tak ładnie uwiarygadniać swoich pomysłów jak pisarze historyczni. Ale pamiętnik? Czemu nie. A może zachowa się jako świadectwo czasów dla przyszłych pokoleń? Może jednak coś za sobą zostawi? Nie, na to nie ma szans, zgodnie z ustawą o Wiecznym Porządku po śmierci każdego jego rzeczy osobiste, dorobek i każda o nim wzmianka są niszczone, by przypadkiem nie zakłóciły porządku.
Ale… gdyby tak udało się przesłać to, co napisze, poprzednim pokoleniom? Obejść komputerowe zabezpieczenia, włamać się do XXI-wiecznej sieci… Wtedy mieli jeszcze słabe antywirusy.
Ten szalony pomysł naprawdę zaświtał jej w głowie. Musi się jeszcze uleżeć, a ona w tym czasie uśpi czujność partnerki.
- Eve, chodźmy się rozerwać. Zmęczyłam się tymi rozważaniami.
- No! I wreszcie poszłaś po rozum do głowy! – przytuliła ją mocno.
Kilka godzin później, gdy Eve już spała, Angel siedziała przy komputerze. Bała się pisać w pierwszej osobie, więc zdecydowała opisać swoje przeżycia tak, jakby widziała je z boku.
Ale jak udostępnić swoje zapiski w przeszłości? Zmienić datę? Umiejętny informatyk jest w stanie dojść do bardzo starych zasobów internetu. Czy uda się zmodyfikować je wstecznie?
Po wielu staraniach, niepewna sukcesu, ze świadomością, że nigdy nie dowie się, czy jej się udało, ale i odczuwając satysfakcję, że próbowała, położyła się obok Eve, objęła ją i zasnęła. Zanim wpadła w objęcia Morfeusza, zdała sobie jeszcze sprawę, że to, że kobiety i mężczyźni, czyli dawniejsze pary, się nie rozumieli, wcale nie przeszkadzało im być ze sobą, a nawet dogadywać się i kochać. Przecież Eve też jej nie rozumiała, a mimo to były razem już od kilku lat i nie chciały tego zmieniać.

Opowiadanie opublikowane wcześniej na moim drugim, nieco poważniejszym blogu: http://kasjopea.salon24.pl/716132,nowy-wieczny-porzadek-opowiadanie